Było o filmach [dużo] i o książkach [mało]. Tym razem coś z wyższej półki: opera/balet.
Moja droga M. zabrała mnie do Opery Krakowskiej na spektakl baletowo-operowy "Orfeusz i Eurydyka".
Mój pierwszy raz w operze, więc nie zdołałam powstrzymać nieeleganckich zapędów i zrobiłam - przed spektaklem - zdjęcie sali. Niestety mój telefon nie jest najlepszym narzędziem do robienia zdjęć w zaciemnionych salach.
Muszę przyznać, że zostałam pozytywnie zaskoczona. Połączenie opery z baletem sprawiło, że nie nudziłam się, cały czas spędziłam skupiona na tym, co się na scenie działo. A było to ponad 2 godziny. Czasem działo się nawet za dużo i ciężko było podążać za tancerzami, śpiewakami i napisami.
Libretto oparte jest na micie o Orfeuszu i Eurydyce. Mit jest raczej dobrze znany, więc nie będę tu się zagłębiać w szczegóły. Generalnie - o sile miłości.
Piękne głosy śpiewaków, świetna orkiestra - nie żebym się znała, ale mnie się wydali świetni. :D
Żaden ze mnie znawca baletu [czy opery], więc tancerze moim zdaniem też byli wspaniali, ale kto wie.
Jestem natomiast pewna, że Dzmitry Prokharu, tańczący rolę Orfeusza, zwala z nóg. Zwłaszcza kobiety. :D
W operze krakowskiej było jedynie 3 spektakle. Więc polecać nie mam jak - ale radzę próbować nowych rzeczy :)
next time - podsumowanie długiego weekendu
bye
Też byłam na takim połączeniu baletu i opery, fantastyczne przeżycie :)
OdpowiedzUsuńwygląda na to, że czas wypełznąć i zażyć trochę kultury wysokiej!
OdpowiedzUsuńNie zaszkodzi :D
Usuń