HOME  |  FILM   |  KSIĄŻKA  |  PODRÓŻE

niedziela, 22 listopada 2020

Ostatnia jesienna wędrówka (tego roku)

Ostatnia lokalna (podkarpacka) wędrówka jesienna tego roku. Trasa Jabłonica - Liwocz i z powrotem. 

Rozpoczęta pod przykryciem mgły, zakończona w światle szybko zachodzącego słońca. 
















niedziela, 1 listopada 2020

Przynajmniej matka natura niezmienna

Żebyśmy nie zapomnieli o drobnych szczęściach, 
błyskach słońca zza chmur
i odrobinie spokoju. 

Kilka fot.


 














Przejściowe pory roku nie są dla mnie najlepsze. Dla nikogo takiego jak ja. Obłęd lubi wracać jesienią lub przedwiośniem. Lubi niż, mgłę, ołowiane zachmurzone niebo. Budzisz się rano i masz do dyspozycji albo nieokreślony lęk, albo smutek. A czasami jedno i drugie. Chciałbym obudzić się pogodnym i uśmiechniętym lub przynajmniej obojętnym, ale jedyne, na co mogę liczyć, to wybór między trwogą a rozpaczą oraz nadzieja, że nie zwariuję do reszty.

Jarosław Grzędowicz, "Popiół i kurz. Opowieść ze Świata Pomiędzy"


--
W.

poniedziałek, 6 lipca 2020

Pałac Kotarskich w Brzyskach


Po przerwie - szybki wypad na Podkarpacie. 


Pałac Kotarskich w Brzyskach, którego budowę rozpoczął Karol Kotarski, od 1831 roku właściciel Brzysk, jest dziś w ruinie. 

W 1968 został wpisany do rejestru zabytków. Tutaj na mapie zabytków

Warto się zatrzymać i obejrzeć budynek, nim całkiem się rozsypie - a wszystko wskazuje, że taki los jest mu pisany. 











__
W.

niedziela, 2 lutego 2020

Pośmiejmy się z nazistów, byle krótko.

Ojciec twórcy tego filmu jest Maorysem, a matka Żydówką rosyjskiego pochodzenia. Podejrzewam, że granie Hitlera w filmie, który się samemu napisało i reżyseruje może przy takich korzeniach odbijać się trochę gorzko. Wydaje się jednak, że Taika* przyjmuje to wszystko na klatę ze swoim specyficznym poczuciem humoru i generalnie pozytywną osobowością.

Waititi znany jest ze swojego Co robimy w ukryciu, Thora: Ragnarok (oraz dla niektórych z nas - z reżyserii odcinka Mandalorianina, który można poznać po głupawym dialogu dwóch stormtrooperów). Prawdopodobnie tylko dzięki sukcesowi Thora, mógł Taika zrealizować Jojo Rabbita.

źródło

Akcja filmu dzieje się w nazistowskich Niemczech. Główny bohater to dziesięcioletni chłopak, którego wymyślonym przyjacielem jest Hitler. Mały ariański blond cherubinek odkrywa, że matka ukrywa w ich domu dziewczynę.

W czasach chodzenia na paluszkach to dość zaskakujący początek. Praktycznie wszyscy bohaterowie to Niemcy i naziści. A jednak jest to film Taiki.

Przerysowane postacie, satyryczne spojrzenie na Nazistów, dobra obsada i ciekawa historia, która rozpoczyna się z komediowym smaczkiem, aby przejść do klimatu jednak odpowiedniejszego dla opowieści o wojnie i nienawiści.

Najciekawsza i najlepsza rola drugoplanowa to Kapitan Klenzendorf, zagrany cudownie przez Sama Rockwella. Scarlett Johansson ujmuje nas swoją Rosie, zaskakująco nowoczesna w stylu wychowania swojego syna.

źródło

Generalnie jest to film dobry. Miałam nadzieję na wybitny, ale niestety czegoś mi brakuje. Niby wszystkie składniki się zgadzają, ale nadal coś nie gra. Obawiam się, że mogę być przesycona historiami z II wojny i nawet nowe podejście do tematu nie wzbudza we mnie wystarczająco dużo emocji. Ta próba spojrzenia na nazistów z wyrozumieniem czy wręcz empatią nie przemawia do mnie specjalnie. Zbyt dużo tych 'dobrych' nazistów w tym filmie.

Co warto nadmienić, na Rotten Tomatoes Jojo ma w tej chwili 95% jeśli chodzi o widzów. Znaczy może jednak warto obejrzeć.


--
W

*nie mam pojęcia jak odmienić Taika Waititi przez przypadki, robię to więc na wyczucie, ktoś ma jakieś dobre źródło informacji w tym temacie? 

piątek, 10 stycznia 2020

Na Dachu Świata. Ale rysowanym


Nigdy nie byłam fanką gloryfikowania wspinaczki wysokogórskiej, a życie tylko dostarczyło mi powodów do pogłębienia mojego sceptycyzmu. Czy myślimy o zdobywaniu szczytów jako o sporcie ekstremalnym, czy o poszukiwaniu dreszczyku i zaspokajaniu głodu adrenaliny, powinniśmy podchodzić do tematu jak najbardziej obiektywnie i zdroworozsądkowo. A ja uznaję, że to ryzykowanie życiem i niebezpieczeństwo zostawienia swoich bliskich z gorzkim poczuciem, że opuściliśmy ich na zawsze z dość błahych powodów. Wiem, że to temat kontrowersyjny.

Dlatego z wahaniem brałam do ręki książkę Everest. Edmund Hillary i Tenzing Norgay. Niesamowita historia, wiedząc, że trafi ona głównie w dziecięce dłonie, choć przeznaczona jest – według blurbu Martyny Wojciechowskiej – zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Dodałabym, że zdecydowanie dla starszych dzieci, biorąc pod uwagę ilość i poziom tekstu. Mnie, jako dorosłej, czytało się ją nawet przyjemnie.



Od strony graficznej pozycja jest pięknie dopracowana. Joe Todd-Stanton – brytyjski artysta, laureat licznych nagród – prostymi, ale chwytającymi za serce grafikami pomaga opowiedzieć historię tego wejścia,a wręcz pokuszę się o tezę, że to on jest tutaj bajarzem, a tekst Alexandry Stewart tylko dodaje trochę szczegółów do całej opowieści. Błękitna kolorystyka przywołuje na myśl górskie krajobrazy, a uśmiech rysunkowego Szerpy rozgrzewa. Ilustrator nadał całkiem poważnemu przecież opowiadaniu lekkość i posmak zabawy.

Jak wspomniałam, Niesamowitą Historię czyta się płynnie i łatwo. Starannie przetłumaczony tekst prostym, ale też pięknym językiem przybliża nam pierwsze wyjście na Everest oraz sylwetki dwóch zdobywców. Z myślą o dzieciach autorzy zadbali, by przedstawić wszystkie ciekawe kwestie, jak nakład pracy potrzebny do zrealizowania takiego przedsięwzięcia, historię nieudanych wypraw i niebezpieczeństwa grożące wspinaczom. Pisarka bez owijania w bawełnę wspomina tych, którzy zginęli, próbując sięgnąć po tak długo niezdobyty szczyt.

Tu właśnie mam mieszane uczucia: wydaje mi się, że ten poważny i kontrowersyjny temat przyjął w Niesamowitej historii zbyt lekki ton. Jak by na to nie patrzeć, zdobywanie ośmiotysięczników to w równym stopniu przygoda i poważne ryzyko. Być może to jednak dorosły, czytający tę historię najmłodszym, jest odpowiedzialny za położenie nacisku na powagę sytuacji i całkiem możliwe, że przesadzam, a dzieciaki skorzystają, dowiedzą się sporo o historii światowego himalaizmu i nie rzucą się nagle zdobywać gór najwyższych. I może lepiej, biorąc pod uwagę, jak wygląda dzisiaj wspinaczka na Everest.

Historia pierwszych zdobywców Dachu Świata jest faktycznie niesamowita. Jeśli nie podziela się moich wątpliwości, warto książkę kupić, choćby dla pięknych ilustracji, języka, który wnosi dużo do zasobów słownictwa młodego człowieka, i ciekawej opowieści. Ta pozycja nieźle wpisuje się w biblioteczkę na początku kariery czytelnika literatury górskiej.

--
W







Alexandra Stewart, Joe Todd Stanton,
Everest. Edmund Hillary i Tenzing Norgay. Niesamowita Historia,
wydawnictwo Wilga, 2019

Możecie kupić ją na ksiazkigor.pl

(recenzja opublikowana
na łamach magazynu Góry nr 271)

poniedziałek, 6 stycznia 2020

To nie demony, nie diabły... Gorzej. To ludzie. Albo i wy rzućcie grosza

Mówcie sobie, jak tam chcecie, ale ja jestem na tak. Na fundamencie jednego z najlepszych światów fantasy polskiej produkcji zrobiono coś, czego nie musimy się wstydzić, a wręcz powinniśmy się chwalić i promować, ile się da.

Obsesyjne porównywanie serialu do książkowego pierwowzoru jest wątpliwą rozrywką. Po co sobie i innym obrzydzać całkiem dobry serial? Ktoś, kto nie czytał książek Sapkowskiego ma generalnie gdzieś jakieś tam nieścisłości i czy Triss ma być ruda czy nie i czy jakieś tam zbroje wyglądają słabo.

źródło

Nawet jeśli esencji opowieści Sapkowskiego nie udało się dokładnie oddać to i tak uważam, że twórcy naprawdę się postarali. Ciężko jest film, który ma zapewnić rozrywkę, a więc z założenia pełen krwi, przemocy i seksu, nasycić gorzkim posmakiem życia, rozczarowaniem ludźmi czy tęsknotą do czegoś niezdefiniowanego. A taki jest właśnie Wiedźmin w książkach. Od czasu do czasu przebija się to i w serialu, gdy po raz kolejny Biały Wilk zostaje wychędożony przez życie, przeznaczenie i ludzi.

Sceptycznie podchodziłam do Henry'ego Cavilla jako Geralta, bo jestem wielką fanką Żebrowskiego w tej roli - jako jedynej dobrej rzeczy w tej całej porażce, jaką była polska produkcja. Ale jestem zaskoczona pozytywnie. Wielki jak góra, milczący, z cynicznym uśmieszkiem, z zaskakująco pasującymi białymi włosami i tyłkiem, który aż by się chciało klepnąć, Geralt Cavilla jest naprawdę fajny, nie razi i żal tylko, że do wyboru ma jedynie to nędzne, angielskie ‘fuck’. Ah, gdybyż tak rzucił czasem ‘kurwą’ czy ‘chędożeniem’... Nie mogłam patrzeć na niego w roli Supermana, tak tutaj zdecydowanie jest odwrotnie.


Oczywiście muszę też trochę ponarzekać.

Za muzykę odbieram jedną gwiazdkę. Zdecydowanie zabrakło im pomysłu na dobrą ścieżkę dźwiękową. Takie tam brzdękolenie w tle i tyle.

Kawałek o Złotym Smoku został spłycony, obcięty i generalnie zmarnowany. Rozumiem, że długie, filozoficzne pogawędki w balii mogą być nudne, ale naprawdę - chociaż byśmy popatrzyli na klatę Henry’ego przy okazji. I sam smok też dupy nie urywa, ale szczerze to przehandlowanie 5 minut smoka na jakość całego serialu wydaje mi się dobrą ceną. Takie mniejsze zło.

źródło


Jeśli chodzi o durne komentarze na temat koloru skóry aktorów - nawet nie chce mi się rozpisywać. Najprościej ujmując: nie ma to dla mnie znaczenia, wszystko to jest fikcja i równie dobrze mogliby być wszyscy fioletowi.


– Na moim sihillu – warknął Zoltan, obnażając miecz – wyryte jest starodawnymi krasnoludzkimi runami prastare krasnoludzkie zaklęcie. Niech no jeno który ghul zbliży się na długość klingi, popamięta mnie. O, popatrzcie. – Ha – zaciekawił się Jaskier, który właśnie zbliżył się do nich. – Więc to są te słynne tajne runy krasnoludów? Co głosi ten napis?
– „Na pohybel skurwysynom!”

Andrzej Sapkowski Chrzest ognia

--
W

(Argument, że wszyscy powinni być biali, bo to Słowianie lub jeszcze lepiej Polacy? Taaaa, a elfy ze szpiczastymi uszami to co? Wyemigrowały od Tolkien do naszych słowiańskich lasów? Ludzie to naprawdę mają problemy… )




środa, 1 stycznia 2020

Kij o dwóch końcach albo czy warto oglądać Star Wars

Każdy kij ma dwa końce.
W przypadku ostatnich produkcji spod znaku Star Wars – jeden koniec jest fajny, a drugi byle jaki.


1. Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie


źródło

Najkrócej podsumowałabym tę część słowem BRAK. Głównie brak pomysłu na oryginalną fabułę.

Czwórka bohaterów, przejmująca pałeczkę od Hana, Lei i Luke'a, napisana i zagrana została ciekawie i wielowymiarowo. Potencjał ten został zupełnie zmarnowany przez brak pomysłu na fabułę i chyba z braku lepszego pomysłu – odgrzewanie po raz n-ty tego samego kotleta – czyli oryginalnej trylogii.
Nawet Ren/Ben, który wydawał mi się nieprzemyślaną postacią, po spojrzeniu na niego z perspektywy 3 filmów, jego niezdecydowanie, wahanie się między czarem ciemnej strony a miłością do rodziców, szarpanie emocjami okazują się spójnymi, niezmiennymi cechami charakteru, nad którym psycholog pochyliłby się i zapewne obwinił dziecięcą traumę.

Scenarzyści wykazali się prawdziwym lenistwem, rozwiązując każdą bardziej skomplikowana sytuację objawieniem się duchów zmarłych Jedi. Skoro zabrnęli w ślepą uliczkę własnego miernego pisarstwa i brakło im pomysłu na rozwiązanie skomplikowanych sytuacji w jakiś ciekawszy sposób, to czy nie lepiej było zrobić parę kroków w tył i poprowadzić bohaterów inną ścieżką, a nie wyciągać za każdym razem tego samego asa z rękawa, aż brzegi się wytargają, a rogi połamią? Na pewno trudniej. Ale J. J. Abrams chyba lubi takie zabawy, wyciągnął już przecież Spocka z multiwersum niczym królika z kapelusza.

Film zachowuje balans między ilością niesamowitych efektów specjalnych, a duchem choćby Nowej Nadziei. To jeden z niewielu pozytywnych aspektów całej tej trylogii.

Ciężko powiedzieć, jak można by ocalić fabułę tej części (i w ogóle całej trylogii), gdyż sama nie wiem, w którym momencie scenarzyści zagubili jakikolwiek pomysł na tę historię. Jeśli go kiedykolwiek mieli. Wiadomo, ludzie pójdą do kin i kasa spłynie. Ale czy o to tylko chodzi w Star Wars? O kasę?

Nie dla Fanów. Niestety dla biznesu kasa jest najważniejsza.


2. The Mandalorian 

źródło

Na drugim końcu starwarsowego kija mamy serię The Mandalorian. 

Ciekawostka – to najpewniej najczęściej nielegalnie ściągany serial ever. Disney+ podjęło ciekawą decyzję udostępnienia serialu najpierw tylko w kilku krajach. W czasach, gdy jesteśmy już całkowicie przyzwyczajeni do dostępu do wszystkiego od ręki, od zaraz wydaje się to dziwnym pomysłem.

Ale nie o tym, nie o tym...

Twórcą i geniuszem stojącym za tym naprawdę godnym polecania serialem jest Jon Favreau – człowiek, którego możecie wizualnie kojarzyć jako Happy'ego Hogana – ochroniarza Tony'ego Starka w marvelowskim uniwersum. Ważniejszym jest, że reżyserował Iron Mana I i II, też dzięki jego uporowi Marvel zatrudnił Roberta Downey'a Jr. w roli Starka – czym jednocześnie restartował karierę Roberta i zainicjował niesamowitą erę marvelowskich filmów o superbohaterach.

Spodziewałam się więc dobrej rozrywki. To dostałam. Do tego seria jest mocno osadzona w klasycznej trylogii – zarówno wizualnie, jak i duchem. Plus: jest w większości oryginalna, interesująca i potrafi zaskoczyć. Przygody mandaloriańskiego łowcy głów, pałętającego się po galaktyce, przynoszą świeży oddech do zapyziałej i wyeksploatowanej tematyki Star Wars. Tego nie udało się osiągnąć trylogii, której budżet musiał być niewyobrażalnie większy i nad którą pochylała się armia ludzi.

Mando dostał też nową, świeżą i porządną ścieżkę dźwiękowa. Dla tych, co już nie mogą znieść Marszu Imperium – jak zwrócił mi uwagę K. – to naprawdę duży plus.

źródło

Nie chcę zbytnio rozwodzić się nad samym serialem. Nie chciałabym nikomu zdradzić za dużo, bo naprawdę szczerze polecam – oglądnijcie! Olejcie Skywalkera i zobaczcie jak można stworzyć coś nowego na starych, ale porządnych fundamentach.

May the Force be with you!


--
W