HOME  |  FILM   |  KSIĄŻKA  |  PODRÓŻE

piątek, 31 sierpnia 2018

Śnieg i mróz na papierze. Wielicki do poduszki.

Czasem, żeby się wybić, trzeba przełamać konwencje. Czasem złamanie reguł się opłaca. Nawet jeśli marginesy są dziwne, okładka nie kusi barwami, czcionka trochę nie najwygodniejsza do czytania, papier szary, a kolory zdjęć odwrócone.














Wielkie W na białej okładce. Malutką czcionką Wielicki. Tyle. Od razu wiem, że ktoś ma dobry smak i ceni minimalizm w składzie jak i ja. W tym wypadku wiem kto. W tym wypadku fejm idzie w parze z efektami. Autor layoutu Jednego dnia z życia stawia na prostotę, otwartą przestrzeń stron i odbicie. Odbicie zdjęć, odbicie typowego układu strony. Skromna okładka, a potem puste strony i mgliste przestrzenie są niczym góry. Białe, groźne i pustelnicze. Z otchłani zawodowej perspektywy sięgam po Wielickiego z nutą zazdrości. Jeden dzień… jest lekki pod różnymi względami - wagowo i wizualnie. Kiedy spędza się dni mówiąc klientom: za dużo tekstów, za dużo elementów, za dużo, za ciężko, za za za… to taki mały tomik cieszy serce.

Przy czytaniu trzeba przywyknąć do nietypowej czcionki i układu. Ale nie trwa to długo. Objętościowo Jeden dzień... wydaje się spory, ale to zasługa przestrzenność składu. Samego tekstu nie ma tak dużo. Zresztą - jak czytamy - są to karty z dzienników. Treść jest konkretna i nie ma się nad czym rozpisywać.

Wielicki opracował swoje notatki z wypraw. Dodał im zapewne płynności, której może brakować tekstom pisanym na kolanie na 8 tysiącach metrów. Choć też nie wiem, czy da się w ogóle coś zanotować na takich wysokościach, czy da się utrzymać ołówek w zgrabiałej dłoni. Nie spodziewajmy się więc w tej książce długich, zawiłych i okraszonych szczegółami historii. Dla takich wrażeń raczej trzeba przeczytać Mój Wybór. Tutaj zaś dostajemy gołe fakty i zimne szczyty.

Zawsze czuję pewne zakłopotanie sięgając po książkę pod hasłem pamiętnik/dziennik. Piszemy przecież takie wspominki pod wpływem emocji i raczej dla samych siebie. Gdzieś w podświadomości zawsze pozostaje pytanie, czy autor naprawdę chce się z nami podzielić tymi zapisami. I czy ja naprawdę chcę wiedzieć tak dużo o autorze.

Tutaj jednak nie musimy obawiać się specjalnie bliskiego i intymnego kontaktu z autorem. Jeden dzień… nie odsłania głębokich czeluści duszy pana Krzysztofa. Oczywiście dostrzegamy, że śmierć kolegów na stoku budzi w nim głęboki smutek, a impertynencja i zadufanie amerykańskiego wspinacza drażni dobrze wychowanego i w gruncie rzeczy skromnego człowieka. Są to jednak reakcje, których się spodziewamy. Perfidnie chcielibyśmy przeczytać o tym, jak Wielicki chociaż w duchu pozwala sobie na jakąś złośliwość, jakieś wredne uwagi.

Ale nie są to pamiętniki, nie jest to strumień świadomości. Trochę jednak ta nagość faktów mnie uwiera - mimo mojej obawy, że byłabym takimi wyznaniami zakłopotana.


Przeczytałam Jeden dzień z życia w trzech kęsach. Dobrze się go czyta i dobrze smakuje zmęczonemu pracą duchowi. Nie zarwałabym dla niego nocy, ale uważam, że to lektura dla każdego zainteresowanego tematem wspinaczki na ośmiotysięczniki. Jeśli ktoś śledził zimową wyprawę na K2, a niekoniecznie chce się rzucać na głębokie wody szczegółów aklimatyzacji i innych poważnych tematów, przedsmak zmagań z najwyższymi górami ma w zasięgu ręki właśnie w dziennikach Wielickiego.

Można sobie codziennie przeczytać jeden dzień z którejś wyprawy, poczuć niepokojący oddech mroźnych molochów i zapaść w sen otuliwszy się ciepłą kołdrą. A jeśli przyśni się łopot zerwanej płachty namiotu czy grzmot odległej lawiny?

Przecież o to chodziło.


___
W.


Jeden dzień z życia
Krzysztof Wielicki
Kraków 2018
Góry Books

Projekt graficzny: Bartłomiej Witkowski

książkę można kupić online na książki gór.pl albo w siedzibie księgarni na ul. Oboźnej 31 w Krakowie