HOME  |  FILM   |  KSIĄŻKA  |  PODRÓŻE

niedziela, 17 marca 2013

Szekspir + Hiddleston -> 'The Hollow Crown'










"Siądźmy na ziemię i prawmy
Smutne powieści o zgonie monarchów.
Jednych strącono, drudzy w boju legli,
Tych udręczyły upiory strąconych,
Tych struły żony, tamtych w śnie zabito,
Mord wszystkich końcem"




Muszę przyznać, że bardzo wdzięczna jestem Szekspirowi, że porzucił jedność miejsca i czasu, historie bowiem angielskich królów byłby by nader ciężkie do przyjęcia, gdyby je nam chór opowiadał, a one same gdzieś działy się poza planem/sceną.

Nie żeby dzieła Szekspira były niczym spacer w parku.

Ale nie trwóżcie się, nie będę pisać o Szekspirze! A przynajmniej nie bezpośrednio o nim.

Właśnie skończyłam miniserial BBC stworzony na podstawie dzieł Szekspira - "The Hollow Crown". Cztery części: Ryszard II, Henryk IV 1 część, Henryk IV 2 część i Henryk V.

Lubię Szekspira, choć zawsze muszę włożyć dużo wysiłku, żeby go przeczytać czy obejrzeć. Nie ma mowy też o czytaniu w oryginale. :D Niezliczone adaptacje jego sztuk prześladują nas co krok. Jedne lepsze, drugie gorsze, ale z każdej prześwituje geniusz autora.

"The Hollow Crown" zdecydowanie zaliczam do najlepszych i najbardziej udanych adaptacji. Nikt tu nie lata helikopterem ani nie zmienia płci głównych postaci. Historia nie potrzebuje żadnych specjalnych dodatków, przemawia całkiem dobrze słowami Szekspira, błotem, krwią, wojną i śmiercią. Bo taka to jest historia właśnie - krwawa i brudna, złote naramienniki ubabrane wojną. Jednakże czytaliście wszyscy tę tetralogię, nie muszę tu specjalnie streszczać fabuły i o spojlerach też nie ma mowy.

Na początku odniosłam wrażenie, że aktorzy nie mogą dojść do ładu z Szekspirem i jakoś dziwacznie grają, mówią, chodzą w zbrojach. Ale po 10 minutach filmu zdałam sobie sprawę, że to JA muszę przywyknąć do tego, że oglądam Szekspira, a nie Die Hard. Potem już było dobrze.


1. Ryszard II




W roli głównej Ben Whishaw. To jest zdecydowanie jego film. Nie wiem, czy lubić Ryszarda, czy go nienawidzić czy może zakutać w kaftan bezpieczeństwa. Momentami nie wiadomo czym się kieruje i czy można go za jego czyny sądzić, czy zwalić je na karby szaleństwa. Upozowany na Jezusa wzbudza litość.
A kiedy zostaje poddany ostatecznemu upokorzeniu odgrywa przed nowym królem scenę, która przynosi widzowi podobne uczucia jakie musi mieć Bolingbroke - nie wiem gdzie podziać oczy i wstyd mi za Bolingbroke'a że nie przerywa tej farsy, choć sam nie może spojrzeć Ryszardowi w oczy.

Jest tu jedna scena, która nie wyróżnia się specjalnie niczym, ale mnie zapadła w pamięć. Moment kiedy Mowbray słyszy wyrok króla - dożywotnie wygnanie - cały opada, załamuje się o drgnięcie wszystkich stawów i zdaje się, że tylko sztywna zbroja trzyma go w pionie. Cios w serce, a jednak rycerz nie padł martwy na miejscu, choć byłby to może łaskawszy los.


2. Henryk IV - część pierwsza i druga



Choć główną postacią powinien być tu grany przez Jeremiego Ironsa Henryk IV oraz liczni ważni i pyszni panowie, to najlepszą moim zadaniem rolę stworzył tu Simon Russell Baele jako Falstaff. To jego losy są dla nas najważniejsze i jego straty bolą najbardziej, choć to tchórz i warchoł, gruby pijaczyna, kłamca. Ale tylko on zdaje się naprawdę kochać księcia Walii i to przywiązanie gubi w końcu naszego drogiego Falstaffa.

Irons gra bardzo dobrze, ale nie wzbudza jakichś szczególnych uczuć. Jak każdy narzekający na swoje własne dzieci rodzic sprawia, że mam ochotę złapać go za ramiona, potrząsnąć i zapytać: a kto Ci te dzieci wychowywał, co? (Choć w wypadku dzieci króla, to pewnie jakaś niańka czy ktoś?)

Tom Hiddleston w roli księcia spoufalającego się z pospólstwem, płatającego głupawe figle jest przesłodki. Jego uśmiech, godny Jokera, rozbłyska co chwila wśród szarej, ponurej rzeczywistości jego prostych kumpli. (Ma też genialną skórzaną kurtkę oraz cudowne loczki)

Dostaje też 10 punktów za parodie swego ojca = Ironsa. Ale to nie zaskoczenie, Hiddlestona znamy z tego konkretnego talentu:




3. Henryk V




O ile jako książę Walii nie specjalnie mnie zachwycił, jako król zdecydowanie lepiej sobie radzi. Hiddlestone nie ma żadnej konkurencji i w tej części to on rządzi sercami widzów. :D Zagrzewając do daremnej zdawałoby się walki wlewa w słowa 400-letniej sztuki dość ognia bym wstała od kompa i poszła poszukać szabelki dziadka ;) Generalnie świetnie gra króla, żołnierza oraz nieskładnego zalotnika (tak jakby same jego błękitne oczęta nie wystarczyły).


Poza wymienionymi co chwila napotykamy twarze znanych aktorów, czasem nie pamiętając skąd i pod jakim nazwiskiem ich spotkaliśmy. Ale wszyscy jak jeden mąż sprawili się świetnie i odegrali przed widzem genialny spektakl. Do tego dodajmy błoto, w którym wszyscy, włącznie z królami, muszą się taplać, błoto, krew i (w domyśle oczywiście, ale niezaprzeczalnie) smród. Walki, które wyglądają realistycznie, a nie jak z filmu o ninja,  ranni rycerze krzyczą i płaczą, a nie udają, że się zacięli przy goleniu. W kamiennych monstrach zwanych zamkami czuć zimno, w polu angielską pogodę.

Nie ma wątpliwość, że polecam. Może nie pójdziecie do teatru na sztukę Szekspira, ale dobre, nieco poważniejsze kino nikomu jeszcze nie zaszkodziło :P



PS. Napisy, które mam do 'Henryka V' upstrzone są komentarzami jakiejś fanki Martina. Jej opinie o aktorach i sztuce są rozliczne, tłumaczenie przepisała z polskich wydań sztuki z błędami ortograficznymi oraz nie zebrała dość siły by załączyć tłumaczenie fragmentów po francusku... Czy to, że nikt tej osobie nie zapłaci za jej 'trud' oznacza, że powinna odwalić takie badziewie?

PS.2 Mogę pożyczyć jakby ktoś odczuł potrzebę obejrzenia ;)




1 komentarz:

  1. nie oglądałam tego miniserialu, a po Twojej recenzji pewnie się skuszę, bardzo zachęcająco go przedstawiłaś :)

    OdpowiedzUsuń