HOME  |  FILM   |  KSIĄŻKA  |  PODRÓŻE

sobota, 23 stycznia 2016

Bajeczka kontra Tarantino albo poezja kontra proza

Były sobie pewnego razu dwie opowieści. Obie działy się na  Dzikim Zachodzie. Wydawałoby się, że nie mogłyby się bardziej różnić. A jednak łącząca je tematyka narzuca pewne niemożliwe do odrzucenia podobieństwa.

Slow West jest niczym poezja, ballada, powolnym rytmem niosąca nas przez równiny Zachodu, od czasu do czasu poruszając nas ostrzejszą nutą, niczym wystrzał z rewolweru czy głębszą myślą padającą z ust bohaterów jak haiku czy aforyzm. Zaplata w swój rym kolor krwi, dźwięk murzyńskiej piosenki i posmak absyntu. Bardzo w stylu Wesa Andersona.

Nienawistna Ósemka jest za to jak najpodlejsza proza, bez jednej delikatnej nuty czy cieplejszego uczucia. Wszystko jest twarde, proste, okrutne i nieustępliwe - i przyroda i ludzie. Strzał z broni
i trzask łamanego nosa i przekleństwa. Cały Tarantino.

Źródło

Źródło

Ale mimo całego piękna u Johna Macleana ludzie są tak samo okrutni i zdesperowani jak u Tarantino. Zabijają dla paru groszy, oszukują, kłamią, są bezmyślni i uważają się za lepszych niż reszta.

Jak mówi Jay:

One day we'll be wanderin' 'round that moon.
They'll build a railroad.
A railroad up and down the ways.
A railroad to the moon.
And when we get there...
the first thing we'll do...

is hunt the natives down.

Pięknie i poetycko i prosto w sedno.
Co do uczuć - choć główny bohater wydaje się kierować miłością, to tak naprawdę są to głównie wyrzuty sumienia i bunt głupiego, młodzieńczego serca.

A Tarantino?
Quentin nie bawi się w poezję. Ale zarzucając jego dziełu brak piękna i cieplejszego uczucia popełniam błąd. Takiego zimnego i okrutnego piękna zimy, podkreślonego genialną muzyką Morricone ciężko szukać w Slow West.
Nie można też pominąć powodów całej tej krwistej jatki (oprócz oczywistych, jak pieniądze i zemsta). Bo Jody kieruje się najprostszą i najbardziej oczywistą miłością - do siostry.

W obu filmach przydługa część pierwsza, przejechana w pierwszym i przegadana w drugim, przechodzi gwałtownie w krwistą jatkę, różniącą się jedynie ilością sztucznej krwi rozchlapanej na planie. Tarantino jak zwykle niezawodnie nie cacka się z widzem, tylko chlusta czerwienią dookoła, odcina członki i epatuje przemocą. Oraz świetnym, czarnym humorem. Używa swoich ulubionych sposobów, żeby skomentować tematykę nierówności społecznych w historii USA.  I ten właśnie komentarz jest sednem filmu. Tarantino nie byłby sobą, gdyby nie nakręcił tego filmu własnie tak. Każdy, kto ceni sobie podejście Quentina do kinematografii, będzie zadowolony. Jak zawsze, kto nie lubi Tarantino, nie ma po co zasiadać przed ekranem - nic się u niego nie zmieniło w departamencie rzezi i głębokich korzeni kina klasy B.

Slow West zaś - mimo piękna i mimo rzezi w końcówce - kończy się w sumie pozytywnie i z lekka bajkowo. I w sumie pozostawia taki posmak pustki i braku celu. Bo jaki był powód nakręcenia tego filmu? (Poza obsadzeniem Michaela Fassbendera w roli twardego typa z oczami poety). Chyba tylko właśnie sama chęć opowiedzenia pięknej historii.

Nie mówię, że mi Slow West nie przypadł do gustu. Bardzo fajny film, przyjemny i spokojny, do oglądnięcia w chipsami na kanapie w niedzielne popołudnie.

Ale wolę jednak filmy z czymś pod ładną i gładką powierzchnią.

Dlatego wolę Tarantino.


 W.

2 komentarze:

  1. Nie oglądałem nowego Tarnatino (przy czym jakoś nie przepadam za jego filmami), ale że Slow West jest tylko ładną historią, to się nie zgodzę, bo dawno nie oglądałem tak przewrotnej (a przynajmniej w taki sposób podanej) demitologizacji dzikiego zachodu. Już samo to, iż opowieść podana została w zdystansowanej formie (powiedzmy, że da się to podciągnąć pod Wesa Andersona) powinno zastanawiać, zwłaszcza w zderzeniu z dość dużą ilością trupów. No i ten hołd złożony westernowej odysei ala Jarmusch ("Truposz") i bracia Coehn ("Bracie gdzie jesteś?") :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś nie odczułam tej przewrotnej demitologizacji - być może dlatego, że dla mnie niczego nie trzeba demitologizować :) bo widzę dziki zachód bardziej w barwach Tarantino.
      Mam wrażenie, że wręcz przeciwnie - sposób podania sprawił, że wszystko co drapieżne i krwiste w dzikim zachodzie zostało rozmyte na krawędziach.
      Z resztą się zgodzę.

      Ale wolę Tarantino ;)

      Usuń