HOME  |  FILM   |  KSIĄŻKA  |  PODRÓŻE

niedziela, 8 listopada 2015

Duchy są tylko metaforą albo krwiściej niż straszniej

Crimson Peak. Wzgórze Krwi


źródło


Filmweb twierdzi, że to horror. Ja i sam Guillermo del Toro zgadzamy się, że jest to raczej gotycki romans.

Tak jak powieść pisana przez główną bohaterkę, Crimson Peak nie jest ghost story/horrorem.
Duchy w historii Edith są - jak sama twierdzi - metaforą. W filmie zaś nie są nawet metaforą, a jedynie ostrzeżeniem ubranym w niesamowite, ale nie nowatorskie efekty specjalne. Niezaprzeczalnie spełniają jednak swoją rolę, obrzydliwie straszne i wyłażące ze ścian i wanien.

Po horrorze spodziewamy się, że to właśnie duch jest głównym adwersarzem. Tu zaś szybko przekonujemy się, że gorsi od jakiegokolwiek ducha są żyjący.

Naiwna Edith łatwo wpada w ręce Thomasa (Tom Hiddleston) i trafia do nawiedzonego domu - Crimson Peak. Nie dziwie się jej, ostatecznie któż może się oprzeć temu pięknemu akcentowi tym oczętom. Dom jest oczywiście nawiedzony: przez duchy i przez żyjącą, acz dziwną siostrę Thomasa.

Film jest nakręcony świetnie, wizualnie i technicznie. Trójka świetnych aktorów, tworzących główne trio - mąż, żona i siostra męża - wychodzi całości na dobre. Mia Wasikowska ze swoją buzią naiwnego aniołka nadaje końcowej scenie świetnego kontrastu. Hiddleston - jak już wiemy - radzi sobie z rolami skrzywionych moralnie postaci bez wysiłku. Możliwe, że w tym filmie nawet czuć ten brak wysiłku. Ale nadal pozostaje świetny.
Jessica Chastain jako starsza siostra Thomasa jest na pierwszy rzut oka podejrzanym indywiduum.

I ten właśnie brak subtelności to moim zdaniem największy grzech tego filmu.
Nie zaskoczyła mnie ani tożsamość mordercy, ani prawda o rodzeństwie, ani skąd się wziął piesek.... ani zakończenie.

Kiedy postać w filmie mówi, że lubi przebywać w łaźni z rana, bo wtedy jest sama to rozwinięcie następnej sceny w owej łaźni jest tak oczywiste jak palec w oku.

Albo jeśli dziwaczna siostra Twojego męża namawia Cię usilnie do picia cokolwiek gorzkiej herbaty.

Może to był specjalny zabieg, ale mnie zawsze takie oczywistości nużą. Skoro duchy nie straszą, a prawdziwe intencje nie zaskakują, pozostaje usiąść wygodnie i wciągając popcorn, podziwiać widoki.

Jak lubię Hiddlestona, to wolę go w innej otoczce. Kiedy w gigantyczną komercję udaje mu się przemycić coś z szekspirowskich wizji (głównie zasługa Kennetha Branagha) albo kiedy właśnie gra w czymś od Mistrza Williama lub u geniusza pokroju Jarmuscha. Widać najlepszy aktor sam nie jest w stanie stworzyć arcydzieła.

Ale weszłam na zbyt poważne tony i brzmię jakbym była bardzo źle nastawiona do Wzgórza Krwi.

A tak wcale nie jest! Obejrzyjcie, to dobre kino, pięknie nakręcone i wciągające. Warto poświęcić mu czas. Jeśli spodziewałam się więcej po twórcy Labiryntu Fauna, no cóż - nakręcił też Pacific Rim - więc chyba za dużo oczekiwałam.


Obejrzyjcie. :D



W.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz