HOME  |  FILM   |  KSIĄŻKA  |  PODRÓŻE

niedziela, 22 września 2013

Co robił Barbarossa nim został piratem...

Tytuł posta: taka moja myśl - co, jak nie kobieta może człowieka popchnąć na morza i oceany... ;)

Geoffrey Rush kojarzy mi się z dwoma całkowicie różnymi filmami - z "Piratami z Karaibów"
oraz  z "The Kings Speech".
"Piraci" to dla mnie czysta rozrywka i mogę wybaczyć ich twórcom wiele. I wybaczam, z każdą częścią więcej i więcej... :D

Bezapelacyjnie "Jak zostać królem", obsypany nagrodami (ponad 40 wygranych i tyleż samo nominacji) był jednym z niewielu przypadków, gdy nie mam ochoty zarzucać nic filmowi, dogrzebywać się głupot. Rush, Firth i Bonham Carter ujęli mnie i zabawili... Ale nie o tym nie o tym....



Wracając do "Konesera".

Choć na początku przebrzmiewa w filmie delikatny, ironiczny humor, bardzo szybko znika i zmienia się w uczucie nadchodzącej katastrofy, czy może w kompletne przekonanie, że wszystko i wszyscy to podróbki, falsyfikaty i sztuczki.

Film jest bardzo dobry. Nie świetny czy genialny, ale dobry. Momentalnie lubimy głównego bohatera, choć jest dziwny i ma swoje grzechy. Rush gra genialnie, zresztą wszyscy aktorzy spisują się bardzo dobrze. Kiedy wiemy już, co czeka Virgila, rozczulamy się nad nim, choć właściwie potrzeba mu bardziej motywującego kopa niż współczucia. Mamy tu odpowiednią dawkę sztuki, dramatyzmu, trochę seksu i wiele pięknych kadrów we wnętrzach pełnych tejże sztuki oraz w kilku graciarniach i strychach.

Do tego trafiamy też do mojego ukochanego europejskiego miasta. :D

Co do fabuły: dość szybko zaczynamy wątpić w prawdziwość historii Claire. A potem już każdy gest, słowo i człowiek budzą w nas powątpiewanie.
Pomysł nie jest jakiś szczególnie oryginalny. Jednakże nie przeszkadzałoby mi to dopuszczenie widza do spisku, pozwolenie mu na śledzenie oszustwa i czekanie, aż Virgil się w końcu zorientuje - gdyby nie to, że wiemy, iż główny bohater nie jest głupi, że sam jest oszustem pierwszej wody, wyrafinowanym, bogatym oszustem. A jednak daje się uwieść, omotać i oszukać. A Claire nie jest wcale tak przekonująca jak by twórcy filmu chcieli. No i przecież Virgil słyszał jej rozmowę przez telefon!

Więc facetowi, który jest sierotą, wychowywany był surowo przez zakonnice i nosi rękawiczki cały czas, bo cierpi na zaburzenie psychiczne - nie dotyka praktycznie niczego gołą ręką (cliché goni cliché) brakowało kawałka chętnej dupy i siup! praktycznie normalny facet... Szkoda, że nie da się tak leczyć wszystkich problemów psychicznych. :D

[Oczywiście nie była taka 'chętna', trzeba było popracować nad nią, ale wiecie 
o co mi chodzi - żaden terapeuta nie pomoże Ci tak szybko i skutecznie]

Pozwolę sobie nie rozpisywać się o niepotrzebnym upchaniu filmu symbolami, o które Virgil i widz potyka się co krok - najbardziej ordynarnie wciskanym nam w oczy jest android! czyli największe oszustwo jakie może być - podróbka człowieka.

Film możecie spokojnie obejrzeć, ale nie spodziewajcie się zbyt dużo, żebyście nie poczuli się niczym Virgil - zrobieni jak się patrzy, na czysto.

Całusy




PS. Miałam zamordować "After Earth", ale jako że nie znalazłam ani jednej pozytywnej rzeczy do napisania o tym filmie, postanowiłam sobie darować. Kto jeszcze się nosi z zamiarem obejrzenia tej straty pieniędzy, czasu i talentów - proponuję obejrzeć zamiast tego po raz kolejny Waszą ulubioną space operę... [odchodzi poszukać DVD z Star Wars]

3 komentarze:

  1. Cieszę się, że "Piraci z Karaibów" to dla Ciebie CZYTA przyjemność! Uwielbiam takie łamigłówki słowne... :D dobrze, że nie przeczytałam tego posta wcześniej, gdyż tudzież ówdzie nie obejrzałabym filmu! I co znalazłaś to DVD ze Star Wars :P?
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam posta jeszcze raz i poprawiłam, co mogłam. Chyba go pisałam po pijanemu.
      Znaczy że za dużo zdradziłam? Czy zbyt mało pochwaliłam film?

      Star Warsy mam zawsze na podorędziu.

      Usuń
  2. Za dużo zdradziłaś... ;)
    M.

    OdpowiedzUsuń