HOME  |  FILM   |  KSIĄŻKA  |  PODRÓŻE

poniedziałek, 10 czerwca 2019

Dobry omen czyli dobry serial

Kiedy dwóch wielkich mistrzów zasiada wspólnie do pisania, oczywistym jest, iż czeka nas uczta dla ducha. Zarówno Neil Gaiman jak i Terry Pratchett należą - każdy odpowiednio w kręgu swojej twórczości - do mistrzów gatunku i moich ulubieńców. Gaimana poznałam czytając Nigdziebądź (Neverwhere), zaś od której części zaczęłam czytać serię Świat Dysku Pratchetta nie wiem, ale ją uwielbiam. 


źródło

Książka Dobry omen (Good omens) ukazała się w 1990 roku. Nie straciła od tego czasu nic ze swojej świeżości. Kto nie czytał książki zdecydowanie powinien zacząć od niej. Oczywiście nie jest to w żaden sposób konieczne do pełnego rozkoszowania się seria, ale jak każdy pierwowzór jest oczywiście najlepsza.

Każdy, kto czytał tę książkę, czy cokolwiek innego z dorobku Pratchetta albo Gaimana, wie, że warto zaprzyjaźnić się z serialem na podstawie ich twórczości. Połączenie pisarstwa/scenopisarstwa Gaimana i umiejętności pisania lekko o poważnych sprawach, plus genialne dialogi Pratchetta łączą się w książce i serii w wspaniała zabawę podszyta trochę powagą, myślą o tym, że wszystko mija i się zmienia. 

Dwóch najlepszych przyjaciół ratuje świat. Nie byłoby w tym koncepcie nic zaskakującego, wręcz jest to idea wtórna i wykorzystywana w filmie i literaturze niesamowicie często. Szkopuł w tym, ze nasi przyjaciele to anioł i demon. Znają się jeszcze z Edenu i poprzez milenia ich znajomość z czysto profesjonalnej przerodziła się w głęboką przyjaźń. 
Pomogło w tym zdecydowanie ich obopólne zamiłowanie do ziemskich rozkoszy, takich jak jedzenie, dobre książki, muzyka i samochody.  Może też trochę sentyment do nas. 
I te sielankę przerywa nic innego jak przyjście Antychrysta i Armagedon. Drobiazg. Kto inny jak nie anioł i demon mogą uratować świat? Zwłaszcza że zarówno Niebo jak i Piekło przebiera skrzydłami i kopytami w gotowości do zakończenia nierozstrzygniętego sporu z czasu Upadku. 


źródło

Ekranizacja Dobrego Omenu nie miałaby sensu bez idealnego dobrania aktorów. W tej chwili trudno byłoby mi wyobrazić sobie, że ktokolwiek inny mógłby zagrać Crowleya lepiej niż dziesiąty Doctor.
David Tennant jako demon jest zabawny, szatański i wyraźnie spędził za dużo czasu z ludźmi. Michael Sheen na pierwszy rzut oka jest tu słabszym punktem castingu. Ale jego pucułowaty Azirafal ze sztucznym uśmiechem i zamiłowaniem do jedzenia szybko okazuje się idealnym przeciwieństwem Crowleya.

A kiedy mamy już idealna główną parę bohaterów, super książkę i scenariusz, który nie możne być zły, jeśli napisał go Gaiman, to reszta po prostu toczy się sama.

Szkoda tylko, ze nie zdarzyli wyprodukować serii zanim Pratchett zmarł. 

Obejrzyjcie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz