HOME  |  FILM   |  KSIĄŻKA  |  PODRÓŻE

piątek, 18 kwietnia 2014

Grand Budapest Hotel wita

Po ciężkich walkach i dużej dawce bezowocnego planowania udało mi się w końcu - zupełnie spontanicznie i  z przypadku - pójść do kina na 'Grand Budapest Hotel' Wesa Andersona.

Choć moim ulubionym filmem Wesa pozostaje 'Moonrise Kingdom' to GBH warty jest obejrzenia. 

Przede wszystkim: OBSADA



Fiennes, Tilda, Jude Law, Edward Norton, Brody, Goldblum, Murray.... i tak dalej i tak dalej.

I każde z nich, nawet w najmniejszym epizodzie - świetne. Zwłaszcza Fiennes.

Postacie w tej opowieści - grane przez mistrzów - są raczej proste, dość stereotypowe - nie zagłębiamy się w pobudki złych, w przeszłość dobrych, poza ogólnymi faktami, wyrażonymi bez poetyckość, prostą ostrą linią. Melancholijny pisarz, do gruntu zły zabójca, prawy inspektor. 
Te postacie ujęte w specyficznej prostej scenografii, która kojarzy się ze wspomnieniami z lepszych czasów, miękkimi i podkolorowanymi przez czas oraz w kiczowatym przepychu tytułowego hotelu opowiadają zagmatwaną historię, która nas bawi swym dziwnym humorem, rozczula i wprawia w melancholijny nastrój.

I właśnie ta barwna scenografia jest - po wspaniałej obsadzie - chyba największym atutem filmu. Sama historia, choć szalona i wciągająca, bez tej oprawy obasodowo-graficznej, nie byłaby aż tak interesująca.

Wes prezentuje nam historię 'od zera do milionera' z kilkoma dziwnymi zwrotami akcji i zakończeniem, które go się nie spodziewamy i robi to jak zawsze w swój własny, niekonwencjonalny sposób.



Zapraszam Was wszystkich do Grand Budapest Hotel, piękne widoki i wspaniała obsługa. A jeśli do tego jesteście blondyn(k)ami, na pewno zwrócicie uwagę konsjerża, który o Was zadba bardzo dobrze.

Miłego pobytu

Weronika

1 komentarz:

  1. Wybieram się na ten film już od dłuższego czasu, może w końcu się uda :) Sam fakt, że gra tam Tilda i Bill Murray sprawia, że muszę go zobaczyć!

    OdpowiedzUsuń