Atlas chmur - Much Ado About Nothing
Nie czytałam książki. Zaczynam od wyjaśnienia tej kwestii,
żeby nie było najmniejszych wątpliwości.
Być może książka Davida Mitchella jest świetna i warta
przeczytania. Nie wiem.
Co do filmu…
Wachowscy na zawsze będą mi się kojarzyć z niesamowitym
pomysłem, jakim był świat Matrixa oraz z rozczarowaniem, jakie przyniosło
zakończenie trylogii: MUCH ADO ABOUT NOTHING
„Atlas chmur” jest filmową wersją powieści szkatułkowej.
Sześć historii, każda odgrywająca się w innym czasie w historii ludzkości,
wydawało by się kompletnie nie zawiązanych ze sobą. Połączono je jednak
subtelnymi detalami, jak melodia, znamię, listy, wezwanie do buntu, które
zmieniło się w zasady religii.
Historie te również wiążą ze sobą bardzo mało subtelnie
twarze bohaterów. Jeśli nie zauważyłeś drobiazgów, nie martw się – specjalnie dla
Ciebie wszędzie znajdziesz znajomą buźkę, bez specjalnego wysiłku. Nawet nasz niezapomniany
Agent Smith jako siostra Noakes nie był w najmniejszym stopniu trudny do
rozpoznania. (Zawsze się zastanawiałam, jak tak brzydki facet może grać
kobietę, ale Hugo robi to zaskakująco dobrze, nawet śpiewa i tańczy jeśli
trzeba w szpilkach - Priscilla,
królowa pustyni )
Jeden wyjątek – Ben Whishaw jakoGeorgette. Tutaj go nie rozpoznałam
:D A wypatrywałam!
Przekaz, który niesie film nie jest jakoś bardzo oryginalny.
Decyzje, które podejmujemy teraz, w tej chwili, zaważą na życiu i losach ludzi
w przyszłości. Przeszłość i przyszłość są ze sobą powiązane, nawet najmniejsze dobre
czy złe czyny mogą być kamieniami milowymi w historii.
Oczywiście nie możemy zapomnieć o reinkarnacji. Coś tam nam
zostaje w pamięci z poprzednich wcieleń – czasem tylko wspomnienie melodii.
Pozwólcie, że się powtórzę: MUCH ADO ABOUT NOTHING
Każda z sześciu historii jest sama w sobie dość interesująca,
aczkolwiek wszystko to już było w kinie i w większości lepiej zrobione – być może
dlatego, że historia miała wtedy cały film dla siebie i mogła się wykazać.
Każdy znajdzie tutaj coś, co lubi w kinie. Kryminał, seks,
romantyczną miłość, muzykę, podróż, walkę o wolność, zdradę, komedię, śmierć i narodziny.
Tutaj następuje moment, w którym pada: ALE
(i jest to czas na moją prywatną, subiektywną opinię)
Jak powiada
jeden z narratorów w filmie: “While my extensive experience as an editor has
led me to a disdain for flashbacks and flash forwards and all such tricksy
gimmicks I believe that if you, dear Reader, can extend your patience for just
a moment, you will find there is a method to this tale of madness”.
Oczywiście metoda istnieje. Być może po prostu jej nie
doceniam. Być może gdybym ‘czytała’, inaczej oceniłabym zastosowaną formę.
Pociachane na kawałeczki 6 historii, wymieszane z sobą – na szczęście
w obrębie tych historii trzymamy się chronologii. Całość zaprojektowana całkiem
misternie – zwłaszcza opowieść wewnątrz opowieści (jedna opowiadana przy
ognisku, jedna spisana w listach, jedna w dzienniku, jedna jako zapis do
archiwum, jedna nagrana na taśmie i w raporcie i jedna jako powieść – zwłaszcza
ta - bowiem w książce jest powieścią pisaną wewnątrz powieści). Ta pochwała
należy się jednak autorowi książki.
„Pociachane” jest tu słowem kluczowym – kawałeczki są za
małe, poszatkowane zbyt drobno, wdech – jesteśmy na statku, wydech – gonią nas
kanibale. Zmęczyło mnie to i pozbawiło uczucia ciągłości, a przecież miałam
połączyć ze sobą te kawałki w czasie i poczuć zależności między wydarzeniami w
różnych historiach.
Jednakże, poza
powyższym, tak naprawdę to trudno mi znaleźć jakieś konkretne zarzuty względem
filmu. I jest to chyba najgorszy zarzut, jaki może być. Gdybyż coś było
beznadziejnie zrobione, źle zagrane, spłycone, muzyka niedobrana odpowiednio,
etc.
Niestety, nic z tych rzeczy. Nie ma się do czego przyczepić.
Ani Oskarów ani Malin.
Dobrze, solidnie zrobione.
I tyle.
Takie było moje pierwsze odczucie, gdy nadszedł czas na
napisy końcowe. Kompletny brak zachwytu czy oburzenia. Rozczarowanie
spowodowane brakiem oryginalności. Wzruszenie ramionami byłoby tu najbardziej odpowiednim
podsumowaniem.
Więc wzruszam ramionami.
Z chęcią będę zaglądała do Ciebie :) wytrwałości życzę!
OdpowiedzUsuń:D dzięki
Usuńtrochę mnie zainspirowałaś swoim ;)