środa, 23 grudnia 2015
wtorek, 15 grudnia 2015
Survival z ziemniakiem w tle albo Matta Damona znów porzucili na obcej planecie
Marsjanin(2015)
The Martian
Pozwolę streścić fabułę Sebowi, ok?
A poważnie:
Matt Damon po raz kolejny (wcześniej Interstellar) zostaje porzucony samotnie na pustej planecie. Tym razem nie jest jednak tym złym, a zostaje - sadząc ziemniaki na Marsie - wspaniałym i wielkim bohaterem USA, dla którego ludzie poświęcają kariery, wrogie mocarstwa zawierają naukowe przymierze, koledzy wszczynają bunty.
Jak można zgadnąć, film ma niewiele dialogów, za to dużo monologów i lekcji przetrwania na obcej planecie. I sadzenia ziemniaków.
Wiem jak musiała powstać fabuła Marsjanina. Grupa nerdów/naukowców usiadła wieczorem przy piwie i widząc w telewizji urywek jakiegoś surwiwalowego show (albo powtórkę Lostów) zaczęła rozprawiać o tym, czy człowiek mógłby przetrwać porzucony na obcej planecie i jakie minimum musiałby mieć przy sobie, żeby dotrwać aż przybędzie pomoc. Nie wiem, kto wpadł na pomysł z ziemniakami, ale był to przejaw swoistego geniuszu.
I o ile rozmowa tych panów musiała być (dla nich zwłaszcza) niezmiernie ciekawa i porywająca, to już dopisanie do niej równie porywającej fabuły okazało się niemożliwe.
Film był niezły, ale nudnawy. Jasne, ze życie Marka na Marsie nie mogło się wiązać z dużą ilością szybkiej akcji i gwałtownych wypadków - te kilka, które mu zaserwowano, o mało nie zakończyły jego życia (i filmu). Generalnie to, ze przetrwał jest niesamowite i jego pomysłowość i inteligencja warte podziwu. Ubranie jednak jego ciężkiej walki w typową otoczkę fabuły amerykańskiego patosu i absurdalnie nierealnej wizji świata jaką zwykle w tego typu filmach rodem z USA widzimy - zniesmaczyło mnie co do całości.
Podsumowując: nie spodziewałam się, że się znudzę. A jednak.
.
W
PS. Spoiler: Sean Bean nie ginie! :D
The Martian
Pozwolę streścić fabułę Sebowi, ok?
źródło |
A poważnie:
Matt Damon po raz kolejny (wcześniej Interstellar) zostaje porzucony samotnie na pustej planecie. Tym razem nie jest jednak tym złym, a zostaje - sadząc ziemniaki na Marsie - wspaniałym i wielkim bohaterem USA, dla którego ludzie poświęcają kariery, wrogie mocarstwa zawierają naukowe przymierze, koledzy wszczynają bunty.
Jak można zgadnąć, film ma niewiele dialogów, za to dużo monologów i lekcji przetrwania na obcej planecie. I sadzenia ziemniaków.
Wiem jak musiała powstać fabuła Marsjanina. Grupa nerdów/naukowców usiadła wieczorem przy piwie i widząc w telewizji urywek jakiegoś surwiwalowego show (albo powtórkę Lostów) zaczęła rozprawiać o tym, czy człowiek mógłby przetrwać porzucony na obcej planecie i jakie minimum musiałby mieć przy sobie, żeby dotrwać aż przybędzie pomoc. Nie wiem, kto wpadł na pomysł z ziemniakami, ale był to przejaw swoistego geniuszu.
I o ile rozmowa tych panów musiała być (dla nich zwłaszcza) niezmiernie ciekawa i porywająca, to już dopisanie do niej równie porywającej fabuły okazało się niemożliwe.
Film był niezły, ale nudnawy. Jasne, ze życie Marka na Marsie nie mogło się wiązać z dużą ilością szybkiej akcji i gwałtownych wypadków - te kilka, które mu zaserwowano, o mało nie zakończyły jego życia (i filmu). Generalnie to, ze przetrwał jest niesamowite i jego pomysłowość i inteligencja warte podziwu. Ubranie jednak jego ciężkiej walki w typową otoczkę fabuły amerykańskiego patosu i absurdalnie nierealnej wizji świata jaką zwykle w tego typu filmach rodem z USA widzimy - zniesmaczyło mnie co do całości.
Podsumowując: nie spodziewałam się, że się znudzę. A jednak.
.
W
PS. Spoiler: Sean Bean nie ginie! :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)